niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 5. Szaleństwo?

Szaleństwo to niemożność przekazania swoich myśli.
Trochę tak jakbyś znalazła się w obcym kraju-
widzisz wszystko, pojmujesz, co się wokół ciebie dzieje,
ale nie potrafisz się porozumieć i uzyskać znikąd pomocy,
bo nie mówisz językiem tubylców.
-Paulo Coelho


~*~

Pierwsza myśl była zwyczajna, bezbronna. "Musi mieć dziennik i po prostu go zgubił". Postanowiłam mu go oddać. To jego własność, nie moja. A fakt, że znalazłam go w Dziale Ksiąg Zakazanych... Przecież interesuje się czarną magią! To nic nadzwyczajnego. Odwiedzał to miejsce miliony razy. Jednak gdy tak przyglądałam się delikatnej, skórzanej okładce i wypukłym, czarnym literom coś we mnie drgnęło. Jakby budził się we mnie potwór. To samo uczucie mnie tu przywołało. To uczucie rzuciło mi w ręce ten notatnik. Zapragnęłam otworzyć go. Ale przecież nie mogę! To by było nieludzkie, to naruszenie jego prywatności. Tyle, że coś we mnie krzyczało bym go otworzyła. I chociaż wiedziałam, że nie powinnam to zrobiłam to.
Strony były puste. Wszystkie. Ani jednego zapisku, ani słowa. Jakby dostał go w prezencie i nigdy nie użył. Poczułam ulgę. Skoro nic nie zapisał, to właściwie nie naruszyłam jego prywatności, prawda?  Zaczęłam wertować dziennik, ale żadne słowo się nie pojawiało. Zamknęłam go i odłożyłam na stolik. Z wciąż bijącym szybko z przejęcia sercem zaczęłam porządkować wszystkie książki, które porozrzucałam. Nie mogłam przestać o tym myśleć, ale... przecież to normalne, że ma dziennik, prawda?  Tylko czemu nie zapisany? Dlaczego zostawił go w kącie Działu Ksiąg Zakazanych? Niby ukryty, ale jednak na widoku. Jakby Tom chciał by ktoś go znalazł. Sięgam do kieszeni po płatek Capitis Dolores. Od tego wszystkiego zaczęła mnie boleć głowa. Nienawidzę tych migren. Zanim włożyłam różowy płatek zaczęłam mu się przyglądać. Dostałam go od Toma. Imię mojego przyjaciela huczało mi w głowie jak najgorsze przekleństwo. Pod wpływem emocji sięgnęłam po pióro z torby i otworzyłam dziennik na pierwszej lepszej stronie. Napisałam szybko:

Jestem Jane Carver.

Czarny atrament zniknął z kartki tak szybko jak się pojawił. Serce podskoczyło mi w klatce piersiowej.

Jane? Jane Carver?

Litery były pochyłe, jakby pisane pośpiesznie. Poznałam pismo mojego przyjaciela. Chciałam pisać dalej, dowiedzieć się więcej, ale fakt, że dziennik mnie poznaje był...och, przerażający. Zamknęłam go i razem z piórem wrzuciłam do torby. Podnosząc ją zwaliłam kilka książek, ale nie przejęłam się tym. Wyszłam w pośpiechu ignorując zaskoczone spojrzenie bibliotekarki. Domyśliłam się, że musiałam wyglądać jak inferius, Zaczęłam zbiegać po schodach w kierunku lochów. Wpadłam do Pokoju Wspólnego i nie zważając na zdziwione spojrzenia innych pognałam do dormitorium. Rzuciłam się na swoje łóżko. 
-Jane? Co się stało?- Dopiero teraz zauważyłam, że naprzeciwko mnie siedzi Anisa. Spojrzałam na nią. Jak zwykle miała całkowicie, nieogarniętą fryzurę. Zaplotła sobie warkocz, ale wszędzie wychodziły blond kosmyki. Miała na sobie szatę Slytherinu połataną i pozszywaną w niektórych miejscach.
-Nic. Nic takiego. 
-Aha. A teraz zastanówmy się czy jesteś na tyle naiwna czy na tyle głupia, że myślisz, że ci uwierzę.
Przewracam oczami. Z jakiegoś dziwnego powodu nie chce z nią rozmawiać o tym. Czuję się z tym źle. Anisa nie ma przede mną sekretów. Jednak postanawiam zachować sprawę dziennika dla siebie.
-Daj spokój.
-Masz na palcach atrament.
Faktycznie. Czy ona zawsze musi wszystko tak drążyć i szukać poszlak wszędzie? Schowałam szybko rękę do kieszeni.
-Pisałam wypracowanie na transmutację.- kłamię. To zadziwiające jak łatwo przychodzi mi kłamać. Patrzę w duże, jasne oczy mojej przyjaciółki i nie mówię prawdy. Zwyczajnie, gładko. Najnormalniej w świecie. Nie czuję się z tym źle. Nie odpowiada mi to, ale ta umiejętność... może się przydać. To podłe, ale taka jest prawda.
-Mhm. - Widzę w jej oczach iskierki, które są jasnym przekazem: "Jeszcze się dowiem o co chodzi". Jednak Anisa przybiera miły uśmiech i szybko zmienia temat- Tom miał do ciebie sprawę. Chyba coś pilnego. Jest teraz na błoniach. A i w sobotę jest mecz quidditcha Slytherin kontra Ravenclaw, pójdziemy?
-Tak, jasne. To ja... pójdę go poszukać. - Wstałam i już chciałam zdjąć torbę z ramienia i zostawić przy łóżku, kiedy naszła mnie myśl, że nie będzie to zbyt rozsądne. Ufam Anisie, ale przecież... ona też mi ufa, a ja nie mam problemów z okłamywaniem jej. Biorę więc torbę ze sobą i wychodzę z dormitorium.
Na błoniach wiatr wkrada mi się we włosy i szczypie w policzki. Prawie wszystkie liście już spadły, a ziemia jest mokra od częstego deszczu. Zaczynam żałować, że nie ubrałam szala. Idę po miękkiej trawie i chociaż nikt mi nie powiedział gdzie jest Tom to dobrze wiem gdzie go szukać. Kieruję się nad jezioro. Też uwielbiam tam siedzieć. Kiedyś spytałam się go dlaczego akurat to miejsce, a on odpowiedział, że jest tu najmniej ludzi. Jednak oboje wiedzieliśmy, że to nieprawda. To miejsce po prostu miało w sobie coś.
Dostrzegam go dosyć szybko. Czarne włosy sterczą mu na wszystkie strony, niespokojne. Ma na sobie szaty Slytherinu. Zauważam, że są rozdarte na plecach. Siedzi zaraz przy brzegu. Zaczyna dokuczać mi ból głowy. Znowu. Sięgam po różowy płatek i podchodzę do przyjaciela. Siadam obok i patrzę tam gdzie on. Przed siebie.
-Horyzont.- szepce.
-Horyzont.- odpowiadam.
To takie trochę nasze hasło. Horyzont oznacza coś co chcemy osiągnąć, coś dalekiego, ale możliwego do zdobycia, oznacza przyszłość i marzenia, plany i cele. Horyzont jest czymś nieskończonym i pięknym. Już dawno temu, gdy Tom opowiadał mi o Śmierciożercach, o czarnej magii, doszliśmy do wniosku, że to jego horyzont. Nasz horyzont. Mój i jego.
Kładę rękę na wilgotnym piasku niedaleko jego dłoni. Nagle chce by mnie dotknął. Chcę poczuć ciepło jego dłoni. Chcę tego. Coś jakby gryzie moje wnętrzności. Jak gdyby jakiś potwór się ze mnie wyrywał. To jakieś chore uczucie, więc szybko odsuwam rękę.
-Wiesz...- zaczyna, nadal szepcąc- Jest szósty rok. Zanim...-jąka się- zanim się obejrzymy będzie siódmy. Potem OWUTEMY. Ko...koniec Hogwartu. Wtedy będzie czas- bierze głęboki oddech- by dosięgnąć horyzontu. Potrzebuję cię. Tylko tobie ufam i wiem, że będziesz perłą wśród Śmierciożerców. - Patrzę na niego zdziwiona tym wyznaniem, ale on to ignoruje- Bym mógł wcielić plany w życie, będziesz musiała się dużo nauczyć. Rzeczy, których nie uczą w Hogwarcie. To nie będzie łatwe. Chcę, cię nauczyć legilimencji.
Legilimencja. Kojarzę tą nazwę. Nie z lekcji. Nie mam pojęcia kiedy ją usłyszałam, ale jednego jestem pewna. Jest to dziedzina czarnej magii.
- Czasem... czasem będzie trzeba zdobyć bardzo ważne informacje. Od ludzi nie będących po naszej stronie. Wykraść je z ich umysłów. Będziesz mogła to robić dzięki umiejętności legilimencji. Chcę cię uczyć. Muszę cię uczyć. Trzy razy w tygodniu. W Pokoju Życzeń na siódmym piętrze naprzeciwko gobelinu Barnabasza Bzika. Spotkajmy się tam w sobotę po meczu.
Już chcę coś odpowiedzieć, zapytać na czym to będzie polegać, skąd ten pośpiech, dlaczego akurat ja, czy jest jeszcze ktoś, a przede wszystkim zapytać o dziennik. Ale Tom wstaje, otrzepuje spodnie z piasku, dotyka mojego ramienia i odchodzi. Kieruje się do zamku, a ja pomimo dotkliwego chłodu pozostaje na miejscu. Czuję, że to nie czas by pobiec i się o wszystko dopytać. Natomiast wyjmuję niezapisany dziennik. Delikatnie dotykam jego kartek, jakby miały się rozlecieć. Mam ochotę coś w nim napisać, odkryć jego sekret, ale tego nie robię. Nagłe bicie serca i cichy głosik w mojej głowie odwodzi mnie od tego. Nie ufam tej książeczce. Ciekawość drażni się ze mną. Jednak postanawiam być silna i póki co zapomnieć o tym znalezisku. O tomiku, w którym niewątpliwie jest część mojego przyjaciela chociaż nie wiem jakim cudem.

To jakieś szaleństwo. To wszystko jest szalone. JA jestem szalona. Co noc nie śpię i wpatruję się w puste kartki. Powstrzymuję chęć pisania. To wywołuje we mnie same sprzeczne odczucia. Chcę, ale nie chcę. Mogę, ale nie mogę. Jestem normalna, ale zwariowana. Nic nie trzyma się kupy. NIC. Pragnę, całym sercem pragnę napisać w dzienniku. Jakby potwór, który pojawił się wtedy przy jeziorze znowu odżył. Źle mi z tym. Schowałam tomik głęboko w kufrze pod skarpetkami, koszulkami, książkami i całą masą innych rzeczy. I póki co wierzę, że to wystarczy by mnie powstrzymać.
____________


Tak, wiem, że krótko, ale podoba mi się ten rozdział. Rozpoczyna kilka ciekawych wątków :)
Theme by violette