Dedykuję ten rozdział wszystkim skłóconym.
Wybaczajcie sobie, naprawiajcie błędy przeszłości.
~*~
"Pomimo cieni, spalonych drzew
Wybaczajcie sobie, naprawiajcie błędy przeszłości.
~*~
"Pomimo cieni, spalonych drzew
I zimy, która mrozi krew [...]
I jeszcze miejsca trochę mam
Na wybuchy,słowa skruchy
Na ten niepokoju stan
I jeszcze znajdę więcej sił"
-Antek Smykiewicz, Pomimo burz
~*~
Opuściłam powoli różdżkę. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, ale zagryzłam wargi by je powstrzymać. Poczułam w ustach metaliczny smak krwi.
-Jak...jak mogłeś Tom?- zapytałam ledwie słyszalnym szeptem.
Zaczęłam wolno iść przed siebie. Przez ułamek sekundy przeszła mnie myśl, że mogłabym mu zrobić krzywdę. Rzucić jakieś mocne zaklęcie. Jednak szybko usunęłam to wyobrażenie z głowy. To jest mój przyjaciel. Nie ważne co teraz zrobił. Nie ważne. Jest moim przyjacielem. Stanęłam przed nim. Kula światła nad nami właśnie dogasała. Spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam w nich pewność, ale też ból. Zrzucił z siebie maskę obojętności, a czynił to tak rzadko. Coś chwyciło mnie za serce. Jeszcze mocniej zagryzłam wargi i bez słowa go ominęłam i wyszłam. Usłyszałam tylko jak woła moje imię.
Spodziewałam się, że będzie za mną szedł, więc przyspieszyłam. Nie zwracałam uwagi na to, że nic nie widzę w ciemnościach, ani na to, że nauczyciele stoją wszędzie na straży, że grozi mi szlaban. To nie było ważne. Miałam szczęście- nie spotkałam, żadnego stróża. Wyszłam na błonia. Od razu zaczął mnie niemiłosiernie szczypać mróz. Nie dbałam o to. Księżyc przysłoniły chmury. Poczułam na dłoniach pierwsze płatki śniegu. Zaczęłam biec. Nie wiedziałam gdzie, byle przed siebie. Zorientowałam się gdzie pędzę dopiero gdy stanęłam na skraju Zakazanego Lasu. Zawahałam się. Nie chciałam tam wchodzić, ale po kłótni z Tomem czułam się słaba. Ja nie byłam słaba. Nie mogłam pozwolić by ktokolwiek tak myślał, nawet ja. Dlatego przekroczyłam tę granicę.
Im bardziej zapędzałam się w las tym spokojniejsza się czułam. Jakby cały smutek, żal, złość była wchłaniania przez drzewa i krzewy. Póki co nie spotkałam nic dziwnego, nic przerażającego. Czułam się wręcz bardzo dobrze. Jakbym pochłaniała z tego otoczenia siłę życiową. Szłam przed siebie, a im dalej byłam tym ciemniej i mroczniej się robiło. Trzymałam przed sobą zapaloną różdżkę, która jednak nie dawała zbyt dobrych efektów.
Nagle z pieńka przede mną zaczęło się coś wysuwać, jak gdyby macki. Zaczęły wić się w moją stronę. Myśl, myśl, myśl. Wnykopieńki, no tak. Tylko jak je powstrzymać? Mogłabym je chwycić i zacisnąć, ale nie mogłabym wtedy ich minąć. Ogień?
-Incendio- szepnęłam. Pieniek zaczął się podpalać, macki się cofnęły. Uśmiechnęłam się. Jednak nie długo się cieszyłam. Kątem oka zauważyłam jak ściółka niedaleko zaczyna zajmować się ogniem. Głupia, głupia, głupia. Czerwone macki zaczynają zachłannie pochłaniać roślinność naokoło. Całkowicie zdenerwowana rzuciłam zaklęcie aquamenti. Przez to wszystko poczułam się zagrożona. Zdałam sobie sprawę gdzie tak na prawdę jestem i co może mnie tu spotkać. Jednak... przecież jakiś czas temu Tom sam poszedł do Zakazanego Lasu w środku nocy i nic mu się nie stało, a nawet zdobył dla mnie Capitis Dolores.
Wkładam rękę do kieszeni ciemnej, szkolnej szaty i dotykam miękkich liści kwiatka. Tom... Mój dobry, uśmiechnięty, sprytny przyjaciel. Prefekt naczelny Slytherinu. Trochę oddalony, ale zawsze wspierający. Pojawia się w najgorszych momentach mojego życia by położyć mi rękę na ramieniu i wesprzeć. W każdej chwili czuję jego obecność obok mnie. Nigdy się nie kłóciliśmy. Mogliśmy polegać na sobie. Ramie w ramie od pierwszej klasy, od Ceremonii Przydziału. Jako jedyna miałam ten przywilej nazywania go jego prawdziwym imieniem. Przy tak wielu ludziach zakładał maskę obojętności, jednak przy mnie zawsze ją ściągał. A teraz okazuje się jak wiele z tego mogłam sobie wmówić. Co jeśli... co jeśli Tom nigdy nie był moim prawdziwym przyjacielem? Nie... nie to nie może być prawda. Nie mógł przez ten cały czas mnie okłamywać. NIE MÓGŁ.
Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam biec. Wydostałam się z lasu na sporą polanę na której rozpraszało się księżycowe światło. Upadłam na samym jej środku i schowałam twarz w dłonie. Poczułam na palcach łzy. Wytarłam je szybko rękawem szaty. Nie, nie będę płakać. Nie z takiego powodu. Jestem silną osobą. Ja nie płacze. Nigdy. Ostatnie co pamiętam to jak zatopiłam twarz w delikatnej puszku z pierwszego w tym roku śniegu, a gdzieś dalej roztoczyło się wycie wilka, może wilkołaka.
Dzień. Słońce znajduje się wysoko na nieboskłonie. Jedyne co przychodzi mi na myśl to spokój. Całkowity spokój. Po chwili małą, białą, puchatą chmurkę przecina jakaś czarna plamka. Zbliża się coraz bardziej i bardziej i wtedy dostrzegam, że jest to ptak. Kruk. Długi dziób otwiera się by zaskrzeczeć jednak jego głos zastyga w niemym krzyku. Zwierzę nagle zaczyna szybować w dół z ogromną prędkością. Szamoce skrzydłami rozpaczliwie, ale to nic nie daje. Widzę jak ptak rozpłaszcza się o brunatną ziemię. Tyle że... tam gdzie powinno leżeć zmiażdżone ciałko znajduje się rozbite czerwone szkło.
I wtedy to się dzieje. Czuje na swoim ramieniu rękę.Na samym środku Zakazanego Lasu. Momentalnie się budzę i wyciągam różdżkę przed siebie odsuwając się jak najdalej. Szoruje po mokrej od śniegu ziemi i wtedy dostrzegam twarz osoby, która mnie zbudziła. Nie mogę w to uwierzyć.
-J... jak mnie tu znalazłeś?- odsuwam się coraz bardziej nie opuszczając różdżki. Celuję nią prosto w serce człowieka przede mną.
-Jane...Proszę, uspokój się.- W dwóch krokach podchodzi do mnie, łapie za mój nadgarstek i powoli wyjmuje z niej broń kiedy ja się szarpie. Tomowi jednak udaje się ją zabrać i chowa za paskiem. Odsuwam się najszybciej jak umiem i wstaje na nogi by uciec. Jednak wstaje dużo za szybko i nogi się pode mną uginają, a ja padam na ziemię jak długa. Ostatecznie poddaje się, siadam na ziemi, podkulam nogi i szepce do Toma:
-Zostaw mnie...proszę...
-Jane...-klęka przede mną i patrzy na mnie. Zamykam oczy bo nie mogę znieść jego wzroku na sobie.- Spójrz na mnie, błagam. Czuję jak jego dłonie dotykają moich. Próbuję zabrać je, ale on tylko splata palce z moimi nie pozwalając mi uciec. Z mocno bijącym sercem powoli uchylam powieki.
-Czego ode mnie chcesz?- odnajduję w sobie w końcu siłę i odpowiadam mocno. Właściwie nawet nie wiem co on tu robi. W samym środku Zakazanego Lasu. Skąd mógł wiedzieć, że właśnie tu będę? Dlaczego postanowił mnie szukać? Jednak nie zadaję tych pytań. Zakładam na twarz maskę obojętności idealnie odwzorowaną z tej, którą widziałam na jego twarzy gdy przebywał samotnie lub z innymi ludźmi niż ja.
-Nie, nie, nie, nie. Jane, nie rób tak. To nie jesteś prawdziwa ty. Nie jesteś obojętna. Nigdy. Jesteś pełna emocji, pogodna, sprytna. Często denerwująca i naburmuszona, ale nigdy nie obojętna.
Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem. Rozładowuje sytuacje. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy, których tym razem nie powstrzymuje. Chciałabym wyglądać przy nim na silną, ale chyba nie ma osoby, która zna mnie lepiej niż on. A on doskonale wie, że nie jestem tak silna jaką staram się udawać.
-Ja...Przepraszam.- Widzę jak jego usta rozciągają się w grymasie, który jak mi się wydaje miał być uśmiechem- Nie powinienem tego robić. Nie powinno mi to nawet przejść przez myśl. Nigdy.
-I sądzisz, że teraz powiesz parę słów i o wszystkim zapomnimy?- cedzę przez zaciśnięte zęby i wyszarpuje dłonie z jego uścisku, wstaję z ziemi.
-Sądzisz, że fakt, iż przylazłeś tu za mną coś znaczy?! Że będę wdzięczna bo wielki rycerz Tom Marvolo Riddle przybył uratować swoją marną przyjaciółkę przed potworami?! Nie, nie będę wdzięczna!
Chcę się obrócić i zostawić go właśnie tutaj na polanie w Zakazanym Lesie, klęczącego ze słowami przeprosin na ustach, jednak gdy próbuję ten każe mi się zatrzymać. Bardzo powoli się unosi i wyciąga zza paska dwie różdżki. Mam ochotę spytać go co robi, ale on wzrokiem nakazuje mi milczenie. Rzuca mi moją broń, a potem wszystko dzieje się w ułamku sekundy.
Obracam się i staje twarzą w twarz z ogromnym czarnym pająkiem, płomień zaklęcia Toma uderza potwora, ten rozjusza się tylko i okropnie syczy wbijając we mnie wszystkie osiem ślepi. Ręka zaczyna mi się trząść, Wzięłam głęboki oddech próbując się uspokoić i przyłożyłam różdżkę dokładnie pomiędzy oczy potwora.
-Czy to nie jest zwierzątko Hagrida?- zapytałam. Zdziwiłam się jak mocny i nie zlękniony wydawał się mój głos. Zwyczajnie nie chciałam być słabeuszem.
Pająk wyglądał bardzo podobnie do tego, którego widziałam w piątej klasie. Tom zabrał mnie wtedy do Rebeusa, przygłupiego Gryfona. Wiedzieliśmy, że skrywał coś niebezpiecznego. Właśnie wtedy pierwszy raz ujrzałam tego potwora tylko, że był jakieś dwa razy mniejszy od tego. Wpadłam wtedy na pomysł by zrzucić winę za otwarcie Komnaty Tajemnic na Hagrida. Tak zrobiliśmy, a Gryfon musiał się pożegnać z Hogwartem. Pamiętam jak tego samego wieczoru siedzieliśmy przy kominku w Pokoju Wspólnym śmiejąc się i zapijając nasz sukces kremowym piwem.
-Tak. Chyba tak.- odezwał się za mną Tom. Miał spokojny ton jednak dosłyszałam w nim nutkę zaniepokojenia. Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dziwny, nieprzyjemny głos brzmiący jakby ktoś jeździł paznokciami po tablicy.
-Znaliście Hagrida? -dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to właśnie stojące przede mną monstrum się odezwało. Nie uwierzyłabym gdybym nie widziała tego na własne oczy.
-Tak, był naszym przyjacielem.- zaczął Tom. P r z y j a c i e l e m? Prędzej skoczyłabym z Wieży Astronomicznej. Jednak domyśliłam się, że to jego plan. Szczerze mówiąc przeszło mi przez myśl, że chłopak zacznie się odsuwać jak najdalej, ale ten podszedł bliżej i położył mi rękę na ramieniu. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Ryzykowne. Bardzo ryzykowne.- Pomagaliśmy mu kiedy został niesłusznie oskarżony.
Pająk zamrugał oczami co w ośmiokrotnym wydaniu wyglądało wręcz komicznie.
Pająk zamrugał oczami co w ośmiokrotnym wydaniu wyglądało wręcz komicznie.
-Mówił, że nikt mu nie pomagał. Z resztą nawet jeśli to robiliście to zbyt nie udolnie. Hagrid odszedł, a zależało mi tylko na nim. Jego przyjaciele są mi obojętni. Chętnie zobaczyłbym was na obiedzie na moim talerzu.
I w tym momencie plan diabli wzięli. Poczułam jak palce Toma zaciskają się na moim ramieniu, a ja bez namysłu rzuciłam zaklęcie Petrificus TotalisSzczerze, nie sądziłam, że to zadziała. Pewnie fakt, że trzymałam różdżkę na jego ciele nic by nie dał gdyby nie to, że Tom w tym samym momencie wypalił to samo zaklęcie. Jakby czytał mi w myślach. Czytał w myślach... Momentalnie cała złość na niego powróciła. Jak mogłam pozwolić sobie na zapomnienie tego co uczynił?!
-Chodź, musimy iść zanim czar przestanie działać.
-Nigdzie z tobą nie idę- starałam się brzmieć odważnie.
-Aha. Rozumiem. Wolisz tu zostać i poczekać, aż koleżka pajączek zacznie się ruszać i zwoła rodzinkę na obiad z marudnej Ślizgonki?
Dobra, muszę mu przyznać rację, że mój plan nie był zbyt mądry. Tym bardziej, że monstrum zaczęło powoli poruszać jedną z kończyn. Nadal zła pobiegłam za Tomem. Było w nas tyle adrenaliny, że drogę przez Zakazany Las przebiegliśmy błyskawicznie. Gdy stanęliśmy na jego skraju mieliśmy spodnie mokre ode śniegu, sinawe dłonie, a słońce wzbijało się na niebo.
Dobra, muszę mu przyznać rację, że mój plan nie był zbyt mądry. Tym bardziej, że monstrum zaczęło powoli poruszać jedną z kończyn. Nadal zła pobiegłam za Tomem. Było w nas tyle adrenaliny, że drogę przez Zakazany Las przebiegliśmy błyskawicznie. Gdy stanęliśmy na jego skraju mieliśmy spodnie mokre ode śniegu, sinawe dłonie, a słońce wzbijało się na niebo.
Nastał ten moment kiedy mogliśmy poczuć się bezpiecznie, więc nie wiedzieliśmy co zrobić. Staliśmy na przeciwko siebie po łydki w świeżym śniegu patrząc sobie w oczy i milcząc. Zagryzałam wargę ze zdenerwowania i starałam się ciskać błyskawice z oczu. I właśnie wtedy na skraju Zakazanego Lasu, skraju emocji i skraju pór roku Tom zrobił coś o co nigdy bym go nie posądziła. Coś czego nie robił nigdy. Przytulił mnie i szepnął wprost do mojego zziębłego ucha swoim ciepłym głosem:
-Przepraszam.
_____
Hej, hej!
Niedługo wiosna, kto się cieszy? :)
Nie wiem jak to będzie z następnym rozdziałem bo w marcu będę kręcić film i mogę nie mieć zbyt dużo czasu. Jednak postaram się w każdej wolnej chwili coś dopisać, byście nie musieli długo czekać :)
Hey, hey, hey! ^^
OdpowiedzUsuńDzisiaj odkryłam tego bloga, który został, jakby stworzony, idealnie dla mnie! Czegoś takiego szukałam. Toma Riddle'ya i kogoś, kto będzie dla niego czymś więcej niż zwykłą, szarą zabawką, którą zamierza tylko wykorzystać.
U Ciebie nie ma nadmiernej oschłości oraz oziębłości godnej ślizgona. Występują tu ludzkie emocje, ukazane nawet w tak wielkiej, przerażającej w przyszłości postaci jaką jest Tom.
Czemu zawiesiłaś opowiadanie?
Nie mam pojęcia.
Ale gorąco pragnę, abyś wznowiła działanie bloga, bo jest on godny pochwały i warty przeczytania. :)
Pozdrawiam serdecznie,
B.
Hej!
UsuńJak miło mi czytać te słowa. Aż łezka mi się zakręciła w oku :')
Co do zawieszenia to od lutego miałam ciężki okres, nie mogłam pisać, porzuciłam swoją książkę, porzuciłam tłumaczenie opowiadania i porzuciłam ten blog. Pod koniec czerwca wróciła siła i moc, ale wyjechałam na obóz harcerski. Dziś wróciłam i zabieram się pełną parą za nowy rozdział!
Pozdrawiam,
Arayaa :)
Twoje gorące prośby zostały wysłuchane- jest już ósmy rozdział :)
Usuń