"Lecz to nie strach jesteś mi winien (...), a podziw"
-Czerwony Smok
Śnieg był teraz w każdym miejscu. Błonia były otulone białym puchem, który z każdym krokiem chrzęścił pod stopami. Płatki osadzały się na włosach migocząc w słabym świetle dnia. Chłodne powiewy wiatru wkradały się pod płaszcze gryząc w kości. Uczniowie zasłaniali twarze szalikami i nakładali czapki tak, że nie można było ich poznać. Lekcje zielarstwa na dworze wydawały się wtedy najgorszą karą.
Moje relacje z Tomem stały się bardzo dziwne. Nadal zachowywaliśmy się z pewną rezerwą, ale staraliśmy się wszystko naprowadzić na odpowiednie tory. Udawaliśmy, że nic się nie stało.
Dni mijały i mijały. Nic specjalnego się nie działo. Pobudka, lekcje, obiad, zadania domowe, zajęcia z legilimencji, sen i od nowa, od nowa, od nowa, od nowa...
-Czas zacząć coś robić- głos Toma wyrywa mnie z zamyślenia. Obracam głowę w jego kierunku przerywając pisanie referatu z eliksirów.
-Co masz na myśli?- pytam.
-Śmierciożercy. Mam na myśli Śmierciożerców. To nie może być już tylko tytuł. Coś się musi za nim kryć, coś wielkiego, coś czym będziemy się wyróżniać i o czym ludzie będą myśleć gdy tylko usłyszą to słowo. Czas zacząć działać. Jutro będzie spotkanie o piątej na błoniach. Lestrange przekaże informacje reszcie. Mam nadzieję, że ta ciemna masa potrafi zrobić chociaż to.
Po tych słowach Tom jakby nic wstał i odszedł. Rzadko za nim nie szłam kiedy odchodził. Tom nie jest osobą za którą się biegnie. Jemu pozwala się pobyć samemu, zebrać myśli bo kiedy on odchodzi to znaczy, że nie ma już nic do powiedzenia. Zdarzały się momenty kiedy pójście za nim było najlepszym co mogłam zrobić, kiedy to zaczynał opowiadać mi o horyzoncie, ale są takie jak te kiedy mogę tylko patrzeć na znikającą mi z oczu czarną czuprynę.
Wygląda na to, że coś miało zacząć się dziać.
-Jane...Jane, obudź się...- miękki głos wyrywa mnie ze snu. Widzę nad sobą ciemne oczy. Jest tak blisko, czuję jego zapach. Zapach pergaminów, lasu i wiatru. - Zaraz piąta, wstawaj- Widzę jego twarz, oczy, usta tak blisko. Czuję jak na usta wstępuje mi uśmiech. Delikatna mgiełka snu przysłania zdrowy rozsądek przez co myślę, że taki widok mógłby mnie budzić co rano. Widok Toma.
-Jane albo wstajesz albo go całujesz bo już nie mogę na to patrzeć- to Anisa się z nas wyśmiewa. Jej słowa usuwają ze mnie resztki zmęczenia. Zsuwam nogi z łóżka i wstaję. Zaczynam się zastanawiać o co właściwie chodzi i dlaczego jestem na nogach o piątej, ale zanim zdążę uformować słowa to odpowiedź sama mi się nasuwa. Spotkanie Śmierciożerców na błoniach.
-Mghrrrrr, czy to musi być na błoniach?- jęczę.
-Aha- potakuje Tom, więc piorunuję go spojrzeniem pełnym nienawiści.
-Jak zamarznę to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina, Panie Riddle.
-Biorę to na klatę, Panno Carver.
Podchodzę do skrzyni by znaleźć swój szalik Slytherinu, zaczynam przekładać ubrania i wtedy moje palce dotykają czegoś o czym już dawno zapomniałam. Skóra. Skórzana okładka. Wytłoczone inicjały. Dziennik. ,,Pusty" dziennik. Przechodzi mnie dreszcz. W przypływie emocji chcę wyszarpać szybko szalik zakleszczony pod tomikiem, ale potem zaczynam myśleć racjonalnie. Jeśli bym to zrobiła książeczka mogłaby wypaść, albo stać się bardziej widoczna niż w tej chwili, a w pokoju znajduje się właściciel, który za pewne nie byłby zadowolony z faktu, że posiadam jego własność. Jakby nie patrzeć próbowaliśmy naprawić swoje naderwane zaufanie.
No właśnie. Zaufanie. Kiedy ja wykłócałam się o używanie na mnie legilimencji to zupełnie zapomniałam, że sama nie jestem bez winy. Chyba oboje nie jesteśmy zbyt dobrymi przyjaciółmi.
Odkładam rzeczy w skrzyni na miejsce udając, że nie znalazłam zguby.
-Zgubiłam szalik. Teraz na pewno zamarznę. - kłamię. O dziwo, przychodzi mi to bez problemu. W tym momencie Tom ściąga z szyi swój szal i podaje mi go.- Na pewno?- pytam.
-Tak, bierz. Jesteś mi potrzebna żywa, jak zamarzniesz to kicha.- mruga do mnie porozumiewawczo.
Anisa spogląda na nas jak na wariatów, a my wybuchamy śmiechem. Zaplatam jeszcze ciepły materiał wokół szyi, uderza mnie zapach Toma tak przyjemny, że zanurzam nos w szaliku i biorę głęboki oddech.
Pora wyjść na zewnątrz.
Zanurzamy się po kostki w puchu i brniemy w nim, aż nad jezioro. Tam czeka na nas już cała reszta grupy. Są przemarznięci i ewidentnie źli za tak wczesną porę, a w dodatku na dworze. Anisa idzie do reszty, chcę pójść za nią, ale wtedy czuję na ramieniu czyjąś dłoń, która delikatnie, ale stanowczo mnie zatrzymuje przy sobie. Nie muszę się odwracać by wiedzieć kto to. Po chwili zabiera rękę by klasnąć.
-Dobrze, skoro jesteśmy tu wszyscy to mogę zaczynać. Jesteśmy tu by się czegoś nauczyć- przez tłum przeszedł jęk niezadowolenia- Spokojnie, spokojnie. Nie będziemy się uczyć takich niepotrzebnych bzdur jak wróżbiarstwo. Nauczę was czegoś co będzie wam, nam potrzebne. Czegoś co przyczyni się do naszej siły. Do naszej potęgi! Nie może być wśród nas słabych i tchórzliwych. Ci którzy nie będą w stanie sobie poradzić z n a u k ą będą musieli odejść. Nie będzie dla was miejsca jeśli nie podołacie. Za tytułem Śmierciożercy musi się coś kryć, coś wielkiego, a ten kto używa tego miana musi reprezentować tę wielkość. Ale spokojnie, to nie będzie nic trudnego. Nie stresujcie się.- uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Sięgnął ręką do torby, którą miał przewieszoną przez ramię i wyciągnął z niej... kociaka. Małą, puchatą kulkę. Rzucił zwierzę w śnieg i kontynuował przemowę.- Wiem, że wiecie czym są Zaklęcia Niewybaczalne. Jednak wiem też, że nie macie zielonego pojęcia jak ich używać. Przyszedł ten moment, drodzy Śmierciożercy. Wyciągnijcie różdżki i róbcie to co ja.
Tom odsunął się od kota, zamknął oczy i wziął głęboki oddech zupełnie jakby smakował tą chwilę i wyszeptał:
-Crucio
Zwierzę zaczęło zwijać się z bólu, zapadać w śnieg i jęczeć jak oszalałe. Jednak trwało to tylko chwilę bo Tom schował różdżkę cofając zaklęcie.
-Ponieważ nigdy tego nie robiliście zdaje sobie sprawę, że może wam na początku nie wychodzić. Musicie włożyć w ten urok całą swoją siłę, całą swoją złość i nienawiść. Pomyślcie, że to może was oczyścić ze wszystkich złych emocji. Pozbądźcie się ich, pozbądźcie się ich w tym zaklęciu. Jane, zaczniesz?- spogląda na mnie wymownie, a ja widzę w jego ciemnych oczach oczekiwanie, ale nie tylko. To coś jakby... nadzieja? Wiara?
Nic nie odpowiadam tylko wyciągam różdżkę przed siebie i skupiam się na wszystkim co mnie denerwuję. Myślę o mojej kłótni z Tomem, o tym durnym dzienniku, o tej całej aferze ze ślubem mojej siostry, o Ślimaku i jego ciągłych pytaniach o rodziców, a nawet o referacie, z którego dostałam O. Pełnym wściekłości głosem wypowiadam formułę. Widzę jak kot zaczyna szaleć z bólu i przeraźliwie miauczeć jakby chciało tym krzykiem zniszczyć nam wszystkim słuch. Nie myślę nawet o tym czy żal mi tego zwierzęcia, daję się pochłonąć gniewowi. Zamykam oczy i wyciszam się. Krzyk kociaka uspokaja mnie. W końcu czuję jak Tom kładzie swoją dłoń na mojej dając mi do zrozumienia, że pora kończyć, więc cofam zaklęcie, ale jeszcze chwilę stoję z przymkniętymi powiekami. Biorę głęboki oddech wciągając zimne, grudniowe powietrze i zapach szala mojego przyjaciela. W tym momencie czuję, że wszystko może się ułożyć...
Ćwiczenia trwały w najlepsze, ale ja już w nich nie uczestniczyłam. Tyle na dziś wystarczyło nie tylko mi, ale też temu zwierzakowi. Niektórzy mieli wstrzymania przed rzuceniem zaklęcia, inni robili to bez zastanowienia, ale nie było osoby, która by wymiękła. Wszyscy podołali pierwszej próbie. Jednak uroczy uśmiech Toma zapowiadał, że to było jedno z łatwiejszych zadań, a będzie już tylko trudniej. Wydaje mi się, że czekał, aż ktoś odpadnie, że chce nas sprawdzić. Nie mogę być tego pewna, ale jestem pewna tego, że ja wytrwam do końca.
_________________
Hej!
Ile to minęło? 4 miesiące? Więcej? Możecie mnie teraz zabić, albo... możecie mi wybaczyć i czekać na kolejny rozdział ;)
Wiem, że jest krótki, ale rozpoczynałam go chyba z 15 razy, a kiedy znalazłam ten odpowiedni nurt to odnalazłam też odpowiedni moment na zakończenie, chociaż trochę szybciej niż tego chciałam. Aczkolwiek myślę, że wyszło to na zdrowie wszystkim.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu żyje bo POWRÓCIŁAM! :)
W następnych rozdziałach będą działy się ważne rzeczy- obstawiajcie o co może chodzić ;)
_________________
Hej!
Ile to minęło? 4 miesiące? Więcej? Możecie mnie teraz zabić, albo... możecie mi wybaczyć i czekać na kolejny rozdział ;)
Wiem, że jest krótki, ale rozpoczynałam go chyba z 15 razy, a kiedy znalazłam ten odpowiedni nurt to odnalazłam też odpowiedni moment na zakończenie, chociaż trochę szybciej niż tego chciałam. Aczkolwiek myślę, że wyszło to na zdrowie wszystkim.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu żyje bo POWRÓCIŁAM! :)
W następnych rozdziałach będą działy się ważne rzeczy- obstawiajcie o co może chodzić ;)