wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 9. Testament

"To zabawne, jak liche łzy
ściskają grdykę
niczym szaleńca kły"
-LemON, Cinematic



-Lumos- szepcze, a koniuszek mojej różdżki zapala się delikatnym jasnoniebieskim światłem. Bosymi stopami dotykam chłodnej posadzki. Z każdym krokiem przechodzi mnie dreszcz. Teraz żałuję, że wybiegłam z dormitorium bez butów. Niesamowite, że w emocjach zupełnie zapomniałam jak jest zimno. Opatulam się szczelniej w pośpiechu narzuconą na siebie szatą. Czuję ciężar prawdopodobnie jednego z moich większych błędów. Ma skórzaną oprawę.
Na początku idę powoli nasłuchując nauczycieli patrolujących korytarzy, jednak po chwili sobie odpuszczam i z wyciągniętą przed siebie różdżką biegnę ile tchu w płucach, ile sił w bosych stopach.
Wbiegam do biblioteki. Dopiero gdy czuję dywan pod stopami zaczynam zwalniać. Dostałam zadyszki, ledwo idę. Nie sądziłam, że potrafię tak szybko biegać. Dochodzę do drzwi na których mi tak bardzo zależy. Przykładam do nich różdżkę i szepcze zaklęcie, a niebieskawe światełko niknie i zostaje zastąpione dźwiękiem otwieranego zamka. Witaj Dziale Ksiąg Zakazanych.
Zapalam lampkę naftową na stoliku i siadam przy nim. Kładę przed sobą książkę z którą tu przyszłam. Znajduję na stoliku pióro i kałamarz. Zanurzam czubek w atramencie i powoli otwieram dziennik. Pozwalam by kropla ciemnego płynu skapnęła na puste stronice i po chwili wyparowała. Biorę głęboki wdech. Nic się nie zmieniło. Dziennik nadal połyka słowa. Albo po prostu jestem szalona.


Kim jesteś?


Nie jestem pewna czy to był dobry pomysł. Nie mam pewności czy chce wiedzieć kim jest ten wiecznie głodny atramentu potwór. Jednak jego nie obchodzi czego chce, a czego nie. Zadałam pytanie, więc otrzymam odpowiedź. Wstrzymuję oddech.


Nazywam się Tom Marvolo Riddle.


Te słowa błyszczą mi przed oczami jeszcze na długo po tym jak wyparowują z kartki. Tom. Tom Marvolo Riddle. Mój mózg zawiesza się na tym jednym słowie. Tom.
Podnoszę pióro nad kartkę, ale nie mam zielonego pojęcia co napisać. Kropla atramentu skapuje na papier i znika.


Mogłabyś nie marnować atramentu?


Zatyka mnie. To jest tak bardzo w stylu Toma. Ale jak to wszystko jest możliwe? Jakim cudem?


Nie jesteś prawdziwym Tomem. 


Ależ jestem. Dlaczego w to wątpisz, Jane?


Skąd znasz moje imię? Nie podałam ci go.


Zawsze cię rozpoznam, panno Carver. Zawsze.


Równie dobrze mogłabym teraz zacząć pisać swój testament. Jestem w grobie. Powinnam jak najszybciej zamknąć dziennik, ale im dłużej piszę tym bardziej nie chce przestać. Jestem zbyt ciekawa. Ta ciekawość mnie zabije.
Już mam odpisać, ale nagle słyszę szelest. Ktoś majstruje przy zamku. Zatrzaskuje dziennik i szybko gaszę lampkę. Chowam się za regałem z książkami. Po chwili drzwi się otwierają, a do środka ktoś wchodzi. Ma zapaloną różdżkę. Szuka czegoś na półkach. Nagle słyszę trzask, jęk i przekleństwo. Chwila... Ja znam ten głos. Słyszałam go nie raz. Tylko, że... Nie mogę go spersonalizować.
W końcu tajemnicza osoba znajduje to czego szukała i siada przy stoliku. Delikatnie wychylam się zza regału. Nic nie widzę, póki ten ktoś nie zapala lampki. Miedziane włosy. Już wiem skąd znam ten głos. Głos szlamy. Alex Greaves.
Co on tu robi? Czego może szukać tu szlachetny Gryfon? Nie mogę się powstrzymać i wbijam wzrok w jego plecy. Widzę jak pochyla się nad księgą. Wczytuje się w nią. Jednak nie robi nic innego... Tylko czyta.

Mijają godziny, a on nie wychodzi. W pewnym momencie powieki zaczynają mi ciążyć. Nie, nie, nie, nie mogę zasnąć. Nie mogę! Muszę być czujna dopóki on stąd nie wyjdzie. Muszę zaczekać, aż odejdzie. Nie mogę spać. Nie mogę...


~*~

-Jane!- wybudza mnie uderzenie w czoło. To Anisa mnie budzi. Zasnęłam nad talerzem ze śniadaniem. - Coś ty robiła w nocy, że teraz ledwo stoisz?
Powraca wspomnienie miedzianej czupryny pochylonej nad książką i czarnych słów Toma.
-Nie mogłam spać- kłamię. Po raz kolejny okłamuję swoją przyjaciółkę, ale nic nie mogę na to poradzić. To konieczne. Nie mogę jej wyznać co robiłam i co widziałam. To jest moje śledztwo. 
Dłubie widelcem w jajkach, ale nie mam apetytu. 
-Wiem czego ci potrzeba, moja droga.- Anisa wyciąga małą fiolkę z kieszeni koszuli, odkorkowuje i wlewa jej zawartość do mojego napoju. Ognista Whisky.
-Osz ty niegrzeczna- puszczam jej oczko i opróżniam zawartość kielicha. Czuję przyjemne palenie w przełyku i nagłe pobudzenie. Uśmiecham się i już chcę coś powiedzieć, kiedy nagle ktoś łapie mnie za ramię. 
-Siemka, wężyki. Jak tam dzionek?- To Alex. Mówi tym swoim wesołkowatym głosem. - Chodź, Jane, musimy pogadać.
Chcę odmówić, ale on zaczyna mnie z całej siły ciągnąć za ramię.
-P u ś ć mnie, przebrzydła szlamo- Cedzę przez zęby.
-Dopiero kiedy sobie coś wyjaśnimy- Cała radość znika z jego tonu. Pozostaje sama agresja. 
Wychodzimy z Wielkiej Sali. Wyrywam mu się, ale idę z nim. Jestem zbyt ciekawa o co mu chodzi. Nie stresuje się. Wiem, że jeśli dojdzie między nami do walki to nie ma ze mną szans. Żadnych.
Mijamy uczniów idących na śniadanie, niektórzy dziwnie się na nas patrzą. No tak, kto to widział, żeby czystokrwista Ślizgonka szła obok takiej wywłoki. Dochodzimy do nieużywanej komnaty, którą otwiera szybką alohomorą. Wchodzimy do środka, a ja nie mogę powstrzymać ataku kaszlu spowodowanego obłokami kurzu unoszącymi się w całym pomieszczeniu. 
Patrzę Alexowi w oczy, na początku jest spokojny, a po chwili wybucha. Przypiera mnie do ściany, wbija mi łokieć w obojczyk boleśnie mnie unieruchamiając, a drugą rękę zaciska mi na gardle. 
-Co robiłaś w Dziale Ksiąg Zakazanych?! Znalazłem cię śpiącą przy regale! Mów co tam robiłaś!- z każdym słowem coraz mocniej zaciska dłoń odbierając mi dech. Staram się wyjąć swoją różdżkę z kieszeni, ale wtedy on uderza mnie w nią kolanem. Syczę z bólu. Patrzę mu w te jego ciemne oczy. Spluwam mu w twarz.
-Nie powinno cię to obchodzić. - odpowiadam głosem pełnym nienawiści. Liczyłam, że mnie puści jednak on tego nie robi.
-Co widziałaś?
-Nic ci nie powiem.
Nagle jak gdyby nigdy nic mnie puszcza.
-A może powiesz coś by odzyskać...- wkłada rękę do kieszeni szaty i wyjmuje...dziennik Toma. O nie, nie, nie. Musiał go zabrać kiedy spałam, a gdy się obudziłam byłam zbyt zaspana i nie zwróciłam uwagi na jego brak. Jak mogłam być tak głupia?- to.
-Oddaj mi to teraz, Alex.
-Och, nagle jestem Alex- zaczyna przerzucać dziennik z ręki do ręki.- Już nie "szlamo"?
-Jeśli go nie oddasz pożałujesz.
-Dlaczego tak zależy ci na tym? Jest pusty. Chyba , że czegoś nie zauważam, hmm?
-Powiem to ostatni raz: oddaj mi ten dziennik.
Uśmiecha się do mnie kpiąco. Mam dość tej bezczelnej miny. Obolałą ręką wyciągam różdżkę i szepczę:
-Crucio.
Alex upada na podłogę, nie krzyczy, jednak widzę w jego oczach ból. Nie spodziewał się tego. Wyjmuję mu dziennik z ręki, pochylam się i szepczę mu do ucha podziękowanie. Podchodzę do drzwi i dopiero wtedy cofam zaklęcie. Uśmiecham się do niego słodko i wychodzę.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Może kiedyś doczekam się Twojej autorskiej książki, co?
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi czytać te słowa. Co do tej książki to kto wie, kto wie ;)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Będziesz kontynuować pisanie?
    Świetne ff :)

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette